Szkoła rolnicza w Szczytnie, 1946-1949

Budynek Gimnazjum Rolniczego w Szczytnie - stan obecny; fot.: Wojciech Cymerman, 31.10.2013 r.

Budynek Gimnazjum Rolniczego w Szczytnie – stan obecny; fot.: Wojciech Cymerman, 31.10.2013 r.

A ta nasza szkoła, tu za torem stoi.
Taki tu się uczy, co się krów nie boi.”

Z piosenki szkolnej  Gimnazjum  Rolniczego w Szczytnie

Powstanie szkoły i jej rozwój

Do organizowania średniej szkoły rolniczej w Szczytnie jej pierwszy dyrektor Stanisław Jurewicz(2) przystąpił już we wrześniu 1945 roku, ale zajęcia dydaktyczne rozpoczęły się dopiero w połowie września 1946. Bezpośrednio po wojnie przygotowanie obiektów, nabór kadry, a przede wszystkim rekrutacja uczniów nie były ani proste, ani łatwe.

Napływowa ludność wiejska miała, zwłaszcza w drugiej połowie roku 1945 i pierwszej połowie roku 1946 na głowie problemy ważniejsze niż edukacja. Można postawić tezę, że ostatecznie o rozpoczęciu pracy tej szkoły zadecydowała młodzież krasnosielckiej gminy z Mazowsza, bowiem w pierwszym roku istnienia szkoły to oni stanowili dwie trzecie uczniowskiej społeczności. W powstającym w tym samym czasie w Szczytnie Liceum Pedagogicznym i Gimnazjum Ogólnokształcącym też była liczna reprezentacja krasnosielczan. Co skłaniało tych młodych ludzi, by po naukę wędrować do tego uroczego mazurskiego miasta położonego nad dwoma jeziorami? To tu, jak w mickiewiczowskiej Świtezi można wieczorami zobaczyć „gwiazdy nad tobą i gwiazdy pod tobą”. I nie zrażało nas (też należałem do tej zbiorowości), że główna ulica tego miasta, obecna Odrodzenia, przed 1956 r. – Stalina, a przed 1945 r. Hitlerstrasse, leżała w gruzach. Ważne było, że przy ul. 1 Maja funkcjonowała piekarnia Gerwatowskiego, z której uczniowie dyżurni w dużym koszu codziennie przynosili smaczny chleb, który, spożywany najczęściej tylko z czarną, zbożową kawą, stanowił podstawę wyżywienia w internacie.

A może zafascynowała nas postać Juranda ze Spychowa i jego nieszczęśliwej córki Danusi? A już na poważnie, to myślę, że byłoby dobrze gdyby zagadkę tej edukacyjnej migracji krasnosielckiej młodzieży kompetentnie wyjaśnili profesjonalni historycy, badający dzieje tej Ziemi.

Z przyjętych dwóch nielicznych klas we wrześniu 1946 r. – jedna, złożona raczej ze starszych uczniów tzw. przyspieszona, realizowała 3-letni program w ciągu 2 lat. Jej uczniowie ukończyli szkołę w 1948 r. Druga, idąca normalnym rytmem, zakończyła naukę w 1949 r. Przyjmowanie do tej klasy trwało kilka tygodni i dlatego znaleźli się w niej potem również starsi uczniowie jak np. Tadeusz Zalewski pracujący w czasie okupacji przymusowo u Niemca w powiecie szczycieńskim. W szkole pełnił odpowiedzialną funkcję księgowego Spółdzielni Uczniowskiej, która prowadziła stołówkę. Do grupy rozpoczynających naukę nieco później, należał zapewne też Edward Puczel – żołnierz 24 Brygady AK „Dryświaty” pseudonim „Smyk” na Wileńszczyźnie. Brał udział w likwidacji bunkrów i posterunku litewsko-niemieckiego w Gajdach 9.04.1944 r., o czym dowiedziałem się dopiero niedawno. Po szkole szczycieńskiej zdał maturę w Liceum Rolniczym w Dobrocinie, a następnie w 1955 r. ukończył Wydział Rybacki w Wyższej Szkole Rolniczej w Olsztynie jako jeden z pierwszych absolwentów tego Wydziału.

Przez cały czas trwania była to niewielka szkoła. Pod koniec roku szkolnego 1947/48 liczyła 42 uczniów (1), a rok później, w czerwcu 1949 r. ok. 65 uczniów. Podobną wielkość miały szkoły rolnicze w II RP, które były wzorem przy organizowaniu pierwszych szkół po wojnie.

W roku szkolnym 1948/49 szkoła zmieniła swoją nazwę, a częściowo również charakter. Do klasy I i II przyjęto ok. 12 dziewcząt i tym samym dawne Męskie Gimnazjum Rolnicze stało się szkołą koedukacyjną i przyjęło nazwę Liceum Rolnicze I stopnia. Przyjęcie do szkoły płci pięknej wpłynęło korzystnie na tzw. „łagodzenie obyczajów” części męskiej. Po kilku miesiącach doszło też do zawarcia pierwszego szkolnego małżeństwa Stacha Z. z klasy trzeciej z Janką K. z klasy pierwszej.

W drugiej połowie sierpnia 1949 r. wszyscy uczniowie szkoły niespodziewanie otrzymali pisma informujące, że zostali przyjęci do Liceum Agrotechnicznego w Karolewie koło Kętrzyna, i że rok szkolny rozpocznie się 15 września. To był koniec pierwszej na Mazurach średniej szkoły rolniczej.

Pierwsi absolwenci; od lewej stoją: 1. Nierozpoznany 2. Wacław Dudek, 3. Stanisław Surgał, 4. Stanisław Juniak; siedzą: 5. Henryk Modzelewski, 6. Ludwik Brzeziński, 7. Nauczyciel nierozpoznany, 8. Henryk Neymann - dyrektor, 9. Zenon Walendziak, 10. nierpoznany; Zdjęcie ze zbiorów Ludwika Brzezińskiego

Pierwsi absolwenci; od lewej stoją: 1. Nierozpoznany 2. Wacław Dudek, 3. Stanisław Surgał, 4. Stanisław Juniak; siedzą: 5. Henryk Modzelewski, 6. Ludwik Brzeziński, 7. Nauczyciel nierozpoznany, 8. Henryk Neymann – dyrektor, 9. Zenon Walendziak, 10. nierpoznany; Zdjęcie ze zbiorów Ludwika Brzezińskiego

Pierwszymi absolwentami, opuszczającymi szkołę w 1948 roku byli:

1. Ludwik Brzeziński
2. Wacław Dudek
3. Stanisław Juniak
4. Franciszek Kurowski
5. Henryk Modzelewski
6. Józef Olzacki
7. Stefan Olzacki
8. Ptaszyński
9. Stanisław Surgał
10. Mirosław Szewczak
11. Stanisław Szewczak
12. Zenon Walendziak
13 Jan Żyrak

Wszyscy pochodzili z wiosek w gminie Krasnosielc, pow. Maków Mazowiecki. Szkołę ukończyło w sumie 34 osoby. Większość kontynuowała dalszą naukę m.in. w Karolewie. Część ukończyła studia wyższe, a Tadeusz Kukawski – absolwent z 1949 r. – również doktoranckie. Warto może jeszcze wspomnieć, że spośród uczniów tej szkoły 4 osoby pracowały potem w szkolnictwie rolniczym. Byli to: Witold Minksztym, nauczycieli i metodyk hodowli zwierząt (Życiorys jego dostępny jest w tej witrynie zobacz); Tadeusz Matyjasik – wieloletni nauczyciel mechanizacji w Gródkach i Pruszczu Gdańskim; Marian Minkstym, wieloletni kierownik internatów w Dobrocinie, Lidzbarku Warmińskim i Pruszczu Gdańskim. Do grona tego należy też moja skromna osoba.

Całe gimnazjum w Szczytnie w trakcie egzaminów końcowych pierwszego rocznika tej szkoły - uczniowie oraz rada pedagogiczna, 1948 r. Zdjęcie ze zbiorów Ludwika Brzezińskiego

Całe gimnazjum w Szczytnie w trakcie egzaminów końcowych pierwszego rocznika tej szkoły – uczniowie oraz rada pedagogiczna, 1948 r. Zdjęcie ze zbiorów Ludwika Brzezińskiego

Zasoby materialne szkoły

Szkoła była zlokalizowana w Szczytnie przy ulicy Polnej 16, na skraju miasta po przeciwnej stronie stacji kolejowej, stąd w cytowanej na wstępie szkolnej piosence „tu za torem stoi …”. Dysponowała dwupiętrowym budynkiem, w którym oprócz izb lekcyjnych, niewielkiej biblioteki i świetlicy, mieścił się internat męski, kuchnia i stołówka oraz mieszkanie dyrektora. W pobliżu, przy sąsiedniej ulicy Marii Curie-Skłodowskiej, w jednym z bloków był mały internat żeński, złożony z 3 pokoi oraz niewielkiego mieszkania nauczycielki, opiekującej się internatem, Anny Tuszowskiej. Przy szkole istniało też gospodarstwo szkolne o powierzchni trzydziestu kilku hektarów użytków rolnych. W skład gospodarstwa wchodził też ogród warzywny, stajnia, obora z chlewnią i stodoła. Z inwentarza żywego gospodarstwo posiadało dwie pary koni, kilka krów z buhajem i kilka świń.

Zajęcia praktyczne z ogrodnictwa przy inspektach

Zajęcia praktyczne z ogrodnictwa przy inspektach

Gospodarstwo zatrudniało jednego robotnika. Większość prac polowych i przy obsłudze inwentarza żywego wykonywali uczniowie w ramach dyżurów, zajęć praktycznych i praktyk pod nadzorem instruktora rolnego i nauczycieli przedmiotów zawodowych.

W pierwszej połowie lat pięćdziesiątych w obiekcie tym funkcjonowała szkoła praktyków specjalistów weterynarii. Ta forma oświaty rolniczej jest już dziś zapomniana. Jako nauczyciele debiutowali w tej szkole m.in. Józef Stanisławski, późniejszy wieloletni dyrektor ZSR w Dobrocinie, Jan Heichel – późniejszy dyrektor Technikum Melioracyjnego w Giżycku i wspomniany już wcześniej Marian Minksztym.

Kadra pedagogiczna

Jeszcze w pierwszym roku szkolnym, pierwszy dyrektor Stanisław Jurewicz został przeniesiony do Ministerstwa Rolnictwa. Obowiązki dyrektora przez pewien czas pełniła nauczycielka tej szkoły, Anna Tuszowska. Prawdopodobnie na początku roku szkolnego 1947/48 dyrektorem został mianowany inż. Henryk Neyman i to on kierował szkołą już do końca jej istnienia, czyli do września 1949 r. Uczył w szkole organizacji gospodarstw. Był dobrym gospodarzem, bardzo przyjaznym młodzieży. Rozwinął gospodarstwo szkolne. Starał się poprawić warunki bytowe młodzieży, budować i rozwijać tradycje szkoły i jej rangę w środowisku, czego wyrazem było na przykład już po kilku miesiącach od objęcia stanowiska, ufundowanie sztandaru szkolnego. Spośród 5 szkół, istniejących w mieście, Gimnazjum Rolnicze pierwsze o to zadbało. Po przeniesieniu szkoły do Karolewa H. Neyman był pierwszym dyrektorem otwartego w Zespole Liceum Hodowlanego. We wrześniu 1950 r został oskarżony o wrogą działalność, mającą polegać na rzekomo celowym zachwaszczeniu pola w gospodarstwie, które z ramienia dyrekcji szkoły nadzorował. Został pozbawiony prawa nauczania i usunięty ze Szkoły. Pracował potem w administracji rolnej powiatu Grodzisk Mazowiecki. Rehabilitowany z zarzutów po odwilży październikowej 1956 roku, do szkoły już nie wrócił. Mieszkał w Brwinowie.

Nauczycielami pozostałych przedmiotów zawodowych byli inż. Rotkiel i do 1948 r. Naworski. Anna Tuszowska uczyła ogrodnictwa, a także przedmiotów przyrodniczych (botanika, zoologia) i wprowadzonej w 1948 r. ekonomii politycznej.

Profesor Naworski (z lewej) prowadzi lekcję na temat "Opis i ocena pokroju buhaja", 1947 r.

Profesor Naworski (z lewej) prowadzi lekcję na temat „Opis i ocena pokroju buhaja”, 1947 r.

Przedmiotów ścisłych (matematyka, fizyka, chemia) uczył Witold Węgłowski – repatriant z Wileńszczyzny. Wcześniej był nauczycielem w szkole rolniczej w Opsie w powiecie bracławskim w województwie wileńskim. Był to bardzo dobry nauczyciel. Stawiał uczniom wysokie wymagania, ale też dużo wymagał od siebie. Był zawsze gotowy, aby pomagać młodzieży. Tadek Matyjasik napisał o nim szkolną fraszkę:

„Pan Węgłowski uczy nas
co zasada, a co kwas.
A gdy „nie rozumiem” powie
Przelatuje ucznia mrowie”.

A to dlatego, że najczęściej, gdy uczeń źle odpowiadał, pan profesor mówił „nie rozumiem co Waść mówisz”. Jego żona prowadziła szkolny sekretariat i uczyła języka rosyjskiego. Prof. W. Węgłowski uczył potem w Karolewie i był tam pierwszym dyrektorem Liceum Rolniczego w roku szkolnym 1950/51. Na emeryturę odszedł w 1951 r.

 

Uczniowie - Edward Puczel (z lewej) i Witold Minksztym, podczas zajęć z przysposobienia wojskowego

Uczniowie – Edward Puczel (z lewej) i Witold Minksztym, podczas zajęć z przysposobienia wojskowego

Uczniowie z pierwszego półtora roku istnienia szkoły dobrze zapamiętali nauczyciela języka polskiego, historii i przysposobienia wojskowego, Józefa Krukowskiego (3) Każda jego lekcja była lekcją patriotyzmu, chociaż bez wielkiego patosu. Był przedwojennym oficerem rezerwy w stopniu porucznika. Prowadzone przez niego zajęcia z przysposobienia wojskowego niewiele różniły się od ćwiczeń prowadzonych w koszarach a nocne alarmy i ćwiczenie natarcia piechoty w warunkach nocnych, dawały podstawę do przypuszczeń, że przygotowuje młodzież do bliskiej walki o pełną suwerenność kraju.

Osobiście wydaje mi się to mało prawdopodobne. Był działaczem jedynej wówczas opozycyjnej partii – Polskiego Stronnictwa Ludowego, któremu przewodził Stanisław Mikołajczyk. Z partii tej kandydował do Sejmu Ustawodawczego w 1947 roku. Tuż przed wyborami został aresztowany, a po zwolnieniu już do szkoły nie wrócił. Nie jest wiadomo, czy został zwolniony w trybie natychmiastowym, czy sam zrezygnował z pracy w szkole. Można przypuszczać, że w tamtych warunkach bardziej prawdopodobne było to pierwsze. Podobno wyjechał w rodzinne strony na Lubelszczyznę.

Później przez pewien czas przedmiotów humanistycznych uczyła wspominana wcześniej Anna Tuszowska, a następnie do końca istnienia szkoły, Janina Neyman, żona dyrektora, zaś przysposobienie wojskowe prowadzili oficerowie z miejscowej jednostki wojskowej.

Nauka, praca, rozrywka

Plan i program nauczania szkoły oparty był na programie przedwojennego gimnazjum rolniczego i obejmował 17 przedmiotów ogólnokształcących, 10 teoretycznych przedmiotów zawodowych, zajęcia praktyczne, a w okresie wakacyjnym praktykę w gospodarstwie szkolnym, bądź w innych dobrze prowadzonych gospodarstwach. Niektóre przedmioty prowadzone były przez 3 lata, inne tylko przez 1 rok. Trzeba tu dodać, że uczniowie praktycznie nie mieli żadnych podręczników. Czasami docierały do szkoły jedynie niektóre drukowane wykłady Korespondencyjnych Kursów Rolniczych im. St. Staszica prowadzonych wówczas w SGGW w Warszawie.

Świadectwo ukończenia Liceum Rolniczego I Stopnia (dawne Gimnazjum w Szczytnie)

Świadectwo ukończenia Liceum Rolniczego I Stopnia (dawne Gimnazjum w Szczytnie)

Świadectwo ukończenia potwierdzało praktyczne i teoretyczne przygotowanie absolwenta do pracy w rolnictwie.

Dzień pracy ucznia był prawie całkowicie wypełniony od godziny 6:00 do godziny 19:00 Tuż po pobudce obowiązkowa była gimnastyka poranna, a także poranny apel kończący się wspólnym od-śpiewaniem pieśni „Kiedy ranne wstają zorze”. Po lekcjach i obiedzie, zwykle w godzinach 15-17 odbywały się zajęcia praktyczne, organizowane w 4 grupach: porządkowej, rolnej, hodowlanej i ogrodniczej. Z zajęć praktycznych zwalniani byli tylko dwaj uczniowie pełniący aktualnie funkcje intendenta i magazyniera szkolnej stołówki, wybierani na te funkcje na okres miesiąca na zebraniu Spółdzielni Uczniowskiej.

Po zajęciach praktycznych obowiązywała nauka własna, czyli odrabianie zadanych lekcji w klasach szkolnych. Dopiero po kolacji był czas wolny do capstrzyku o godzinie 21:30. Capstrzyk kończył się odśpiewaniem pieśni „Wszystkie nasze dzienne sprawy”. Obie pieśni, poranna i wieczorna, nie były oczywiście wyrazem nadzwyczajnej pobożności młodzieży. Była to raczej kontynuacja zwyczajów przejętych z przedwojennych szkół rolniczych. Do jesieni 1948 r. uczniowie w szyku zwartym, ze sztandarem, chodzili też w każdą niedzielę do kościoła na mszę świętą.

Czasu wolnego więc uczniowie nie mieli za dużo, ale godzili się z tym. Taki wybrali zawód i wiedzieli, że dobry rolnik miał niewiele czasu wolnego. Niewiele ma go zresztą także dziś, mimo olbrzymiego postępu technicznego.
W sobotnie wieczory, zwłaszcza w okresie jesienno-zimowym, klasy kolejno przygotowywały wieczornice: śpiew, recytacje wierszy, inscenizacje krótkich utworów literackich, interesujące pogadanki wypełniały wieczór. Od czasu, gdy szkoła stała się koedukacyjna, często też (z wyjątkiem adwentu i wielkiego postu) organizowano wieczorki taneczne. W szkole nieźle działało również koło Związku Młodzieży Wiejskiej „Wici”. Nie zajmowało się wielką polityką, czy ideologią. Zajmowało się koleżeńską pomocą słabszym uczniom, zabawą, trochę sportem. Dominującą rolę spełniała też powszechna organizacja młodzieżowa Służba Polsce, do której w tamtych czasach przynależność młodzieży była obowiązkowa. Związek Młodzieży Polskiej został odgórnie zorganizowany w zimie 1949 r. Do końca trwania szkoły był raczej mało widoczny w szkole. Traktowano go jako coś formalnego. Wobec odgórnego nacisku szkoła musiała zgodzić się na istnienie związku w szkole, ale na przewodniczącego wybrany został kolega o najmniejszym autorytecie w zespole, raczej dla żartu.

W okresie wiosenno-letnim w dni wolne od pracy organizowano czasem całodniowe wycieczki za mia-sto: na przykład dwoma wozami konnymi jechało się do odległej o kilkanaście kilometrów miejscowości Kulka, nad ukryte w lesie cudowne jezioro o kształcie prawie idealnego koła i o niezwykle czystej wodzie.

Organizowane były też wycieczki do innych regionów kraju. Wiosną 1947 r. odbyła się wycieczka nad morze (Gdańsk, Gdynia, Szczecin). W październiku 1948 roku zorganizowano wycieczkę całej szkoły na Wystawę Ziem Odzyskanych do Wrocławia. Wyjazd ten na koszt państwa organizowany był wtedy we wszystkich szkołach rolniczych w Polsce i miał zapewne cel propagandowy, ale tego rodzaju propaganda bardzo nam odpowiadała, w odróżnieniu od długich i nudnych referatów ideologicznych. Pamiętam, kiedy w 1949 r. młodzież, zebrana ze wszystkich trzech średnich szkół miasta, by „robić frekwencję” na akademii pierwszomajowej, po ponad godzinie nudnego referatu wyklaskała prelegenta. Władze powiatu podejrzewały wrogą działalność, tymczasem był to tylko protest przeciwko nudzie i prymitywizmowi. W tym czasie i w tych szkołach młodzież, wywodząca się w większości z biednych mazowieckich wiosek, zbyt mocno doceniała stworzoną przez władzę ludową możliwość kształcenia, której brakowało niestety w II RP.

Grupa uczniów klasy II na wycieczce w Gdyni, 21.07.1947 r. W rzędzie siedzących pierwsza to pełniąca obowiązki dyrektora A. Tuszowska, ostatni -  nauczyciel Naworski. Zdjęcie ze zbiorów W. Minksztyma

Grupa uczniów klasy II na wycieczce w Gdyni, 21.07.1947 r. W rzędzie siedzących pierwsza to pełniąca obowiązki dyrektora A. Tuszowska, ostatni – nauczyciel Naworski. Zdjęcie ze zbiorów W. Minksztyma

W końcu czerwca 1949 r. młodzież wesołą szkolną zabawą żegnała trzeci w historii szkoły rok szkolny. Nikt, ani uczniowie, ani pedagodzy, nie przypuszczali, że był to również ostatni rok w krótkich dziejach szkoły, że od tego dnia pozostanie ona tylko w ich pamięci. Pamięć tę trzeba uchronić chociażby dlatego, że była to pierwsza średnia polska szkoła rolnicza, tworzona w trudzie i znoju powojennego krajobrazu. Ludzie, którzy z niej wyszli, swoją pracą dobrze służyli ludziom na ziemi mazurskiej i mazowieckiej, a niektórzy również w innych dzielnicach naszego kraju.

Pożegnanie szkoły

15 września 1949 r. drogą od stacji kolejowej w Kętrzynie w kierunku Karolewa maszerowała mniej więcej czterdziestoosobowa grupa młodzieży. Na czele pochodu niesiony był sztandar z wyhaftowanym godłem Polski i napisem „Państwowe Gimnazjum Rolnicze w Szczytnie”. Na drugiej stronie sztandaru widoczny był wizerunek Częstochowskiej Madonny. Było to swego rodzaju spontaniczne, wcześniej nie planowane i z nikim nie uzgadniane pożegnanie ze szkołą.

Uczestnicy tej przypadkowej manifestacji łudzili się jeszcze nadzieją, ze zapoczątkowana przed trzema laty tradycja ich szkoły będzie kontynuowana. Już następnego dnia przekonali się, że jest to niemożliwe chociażby dlatego, że nastąpiło wtedy połączenie czterech szkół z różnych miast Warmii i Mazur, piąta istniała od dwóch lat na miejscu w Karolewie. Każda z połączonych w duży zespół szkół miała swój dorobek, żadna więc nie mogła dominować.

Pożegnanie szkolnego sztandaru

Symbol honoru i godności szkoły – sztandar – wystąpił publicznie jeszcze tylko raz. W październikowe niedzielne popołudnie 1949 r. pod tym sztandarem wszyscy uczniowie nowo powstałego karolewskiego Zespołu Liceów Rolniczych uczestniczyli w poświęceniu i pierwszej mszy świętej odprawionej w karolewskim kościele. Była to wcześniej przez pół wieku świątynia protestancka. Od tego nabożeństwa stała się świątynią katolicką. Po mszy poczet przekazał sztandar dyrektorowi H. Neymanowi.

Historia zatoczyła koło. Przed niespełna dwoma laty to dyrektor Neyman na schodach szkolnej kaplicy w Szczytnie wręczał uczniom uroczyście poświęcony sztandar. Teraz uczniowie uznali, że w warunkach narastającej ateizacji tylko dyrektor może godnie zaopiekować się tym ważnym symbolem. Widziałem go 9 lat później, w 1958 r. na honorowym miejscu w mieszkaniu państwa Neymanów, których przypadkowo odwiedziłem w Brwinowie. Nie wiadomo niestety, jakie były jego dalsze losy. Jedno jest pewne: że do końca życia dyrektora i jego małżonki, był w dobrych rękach. Mam nadzieję, że później także był pod dobrą opieką. Dzisiaj, gdyby się odnalazł, byłby bardzo cennym i ważnym eksponatem w sali tradycji Zespołu Szkół Rolniczych w Karolewie, ponieważ współtwórcami tego Zespołu u jego zarania byli uczniowie i nauczyciele szczycieńskiej szkoły. Drugim powodem jest fakt, że obecna szkoła Karolewska, jako jedna z nielicznych, „nie burzy przeszłości ołtarzy”.

Od autora

Nie odnaleziono dotychczas żadnych materiałów archiwalnych, związanych z opisywaną wyżej Szkołą. Byłem tam uczniem w klasie II w roku szkolnym 1948/49 i powyższy tekst oparłem na własnej pamięci oraz pamięci moich przyjaciół: Ludwika Brzezińskiego z Makowa Mazowieckiego, Ryszarda Kurowskiego z Ostrołęki i Witolda Minksztyma z Brwinowa. Byli oni tam dłużej niż ja, a dwaj z nich są jej absolwentami. Telefonicznie kilkakrotnie zasięgałem u nich „języka” i za przekazane mi informacje serdecznie im dziękuję.

Wiele istotnych szczegółów, jak na przykład imion niektórych osób, nie udało się nam niestety odtworzyć. Być może po opublikowaniu tego tekstu odezwą się jeszcze inni absolwenci tej szkoły i uda się ze-brać na jej temat więcej informacji.

Warto też dodać, że dziejami tej szkoły zainteresowana jest również badająca od wielu lat historię polskiego szkolnictwa rolniczego pani prof. dr Alicja Kicowska. Przekazane ewentualne informacje mogą zatem posłużyć również do naukowego opracowania i upamiętnienia tej małej, ale moim zdaniem ważnej placówki oświatowej.

Apolinary Zapisek

 Wiecej informacji o szkole w publikacji Stefana Olzackiego na portalu Świadkowie Historiiczytaj >>

Bibliografia:
1. Fragment Wspomnień Ludwika z rodu Brzezińskich. Lata 1928-2012, „Krasnosielcki Zeszyt Historyczny”, Nr 13-14 2013
2. Alicja Daniela Kicowska. Średnie szkolnictwo rolnicze na Warmii i Mazurach w latach 1945-1975, Olsztyn 1986
3. Alicja Daniela Kicowska. Szkoła rolnicza w Polsce w latach 1944-1989, ART Olsztyn 1998
4. Apolinary Zapisek, Szkoła rolnicza w Szczytnie 1945-1949, „Krasnosielski Zeszyt Historyczny”, Nr 17 z 2014 r.

Reklama