O narodzinach szkoły i ludziach, którzy ją budowali i rozwijali

(Z okazji 70-lecia szkoły i XI Zjazdu Absolwentów)

70- letnią historię naszej szkoły tworzyli ludzie – pracownicy i uczniowie, z których wielu zasługuje na to, aby pamięć o nich „ocalić od zapomnienia”. Nie sposób dziś wspominać ich wszystkich. Spróbujmy jednak pokazać sylwetki przynajmniej części tych, których los związał z tą placówką na wiele lat i którzy szkole tej poświęcili znaczną część samych siebie i swojego życia. Nigdy nie traktowali pracy w niej jako przykrego zrządzenia losu. Nie pracowali w niej wyłącznie dla doraźnych, osobistych korzyści. W historii szkoły i takie wypadki zdarzały się niestety, na szczęście rzadko.

Dobrze, że z okazji tego jubileuszu zorganizowano XI Zjazd Absolwentów. Dla żadnej szkoły nie jest obojętne, jacy wychowankowie z niej wychodzą i jakie wspomnienia się z nią wiążą. Dla każdego absolwenta, a w pewnym stopniu również dla jego pozycji zawodowej, ważne są dalsze losy jego szkoły. Zawsze cieszą ich jej sukcesy, przykro odczuwają jej porażki.

Szkoła to złożony i skomplikowany organizm, którego tkanką są ludzie. Wy-maga rzetelności i stałej troski, zarówno ze strony tych, którzy są z nią aktualnie związani, jak i tych, którzy przez lata tworzyli jej historię. Jeżeli jej były pracownik publicznie wychwala swoją osobę i swoje rzekome sukcesy, a jednocześnie za pomocą kłamstw, ćwierć i półprawd deprecjonuje innych, aby przykryć swoje porażki i zawodową indolencję, to daje nie tylko dowód swojej podłości i nikczemności. Szkodzi też reputacji szkoły i godzi we wszystkich, których losy były z nią związane. Warto o tym pamiętać, bo takie sytuacje niestety zdarzają się również, nawet w naszej szkole.

Oto tylko niektórzy ludzie naszej szkoły, o których z okazji tego pięknego jubileuszu warto wspomnieć.

Józef Wierzbicki, wywiad radiowyJÓZEF WIERZBICKI (1896-1980). Człowiek raczej skromnej postury, ale wielki duchem. To wybitny i utalentowany pedagog z dużym doświadczeniem pedagogicznym i organizacyjnym. W 1945 roku wrócił z niemieckiej niewoli. Wiele rzeczy w powstającej po strasznej wojnie Polsce mu się nie podobało. Wiedział też, że jego brat, z którym w latach 1918-1920 walczył o utrzymanie niepodległości odradzającego się wówczas Państwa Polskiego, został zamordowany w Katyniu. Ale rozumiał też, że wtedy – po Jałcie i Poczdamie – na inną Polskę nie było nadziei, że odzyskane po niemal dwóch wiekach warmińskie ziemie czekały na zagospodarowanie. Przede wszystkim wiedział, że trzeba po prostu kształcić młodych Polaków i Polki przybyłe tu z Wileńszczyzny, ale też przybywające do szkół na Warmii i Mazurach, z oddziałów leśnych na Mazowszu i Podlasiu.

Profesor J. Wierzbicki miał już wtedy 50 lat, ale jego kolega otwierający w tym samym czasie taką samą szkołę w Dobrocinie – były ziemianin inż. Wincenty Chmyzowski – miał lat 70. Dla nich obu najważniejszym faktem było, że Polska po prostu była – nawet jeśli nie całkiem zgodna z ich wyobrażeniem. I to nie był oportunizm, tylko liczenie się z realiami.

W 1976 roku w wywiadzie radiowym z okazji 30-lecia szkoły prof. Józef Wierzbicki wspominał: „W 1946 roku, kiedy tutaj przywędrowałem, zastałem dosłownie tylko cały dach i mury, poza tym nic nie było. Centralne ogrzewanie rozbite. Światło zniszczone. Nie było wody. Nie było opału. Nie było jedzenia. A szkoła miała być. Krótko i węzłowato powiedziano mi to w Urzędzie Wojewódzkim: „proszę pana, szkoła ma być”, nie dając mi na to grosika. Trzeba było być cudotwórcą. Jeżeli się cokolwiek zrobiło, to zawdzięczam to przede wszystkim serdecznym stosunkom władz i wyjątkowo dzielnej młodzieży”.

Profesor J. Wierzbicki był w szkole dyrektorem i jedynym w gronie pedagogicznym nauczycielem posiadającym pełne kwalifikacje. Był także kierownikiem gospodarstwa, woźnym, palaczem i kimkolwiek było wtedy trzeba być. W szkole pracował do 80 roku życia. Jest najczęściej wspominanym przez absolwentów nauczycielem.

Poczynając od roku 1957 miałem zaszczyt i szczęście z nim współpracować aż 19 lat. Przez dwa lata był moim dyrektorem, przez kolejne cztery obaj pracowaliśmy jako nauczyciele, przez następnych 13 lat pracowaliśmy wspólnie: on jako nauczyciel, ja jako dyrektor. Wśród pracowników, których pracą przez ponad 22 lata przyszło mi kierować, należał do grupy osób najbardziej zaangażowanych w pracy, zdyscyplinowanych i lojalnych.

L. KwiatkowskiW organizowaniu szkoły jego najbliższym współpracownikiem był LEONARD KWIATKOWSKI (1903-1977). To był niezwykle prawy człowiek i znakomity nauczyciel. W 1918 r. mając 15 lat, brał udział w rozbrajaniu Niemców po zakończeniu I wojny światowej. W 1920 r. w wieku 17 lat jako ochotnik poszedł na wojnę polsko-bolszewicką. Walczył z bolszewikami i Litwinami. W okresie międzywojennym pracował jako nauczyciel szkół podstawowych na Kurpiowszczyźnie. Będąc oficerem rezerwy walczył w kampanii wrześniowej, a okres okupacji spędził w niemieckim obozie jenieckim. W pewnej bałamutnej publikacji napisano nawet, że był uczestnikiem bitwy pod Monte Casino. Gdyby żył, z pewnością bardzo by to go oburzyło, bo był skromny i przywiązany do prawdy.

Pan Leonard Kwiatkowski był współorganizatorem naszej szkoły, jej nauczycielem, pracował jako jej dyrektor i wicedyrektor. W czasach stalinowskich w 1954 r. pozbawiono go prawa nauczania za ochotniczy udział w wojnie 1920 roku i rzekome nadużycia przy budowie stodoły w gospodarstwie szkolnym .

Wrócił do szkoły po odwilży październikowej 1956, pracował do przejścia na emeryturę w 1963 r. i z tego okresu pamiętają go starsi absolwenci.

Pożegnanie odchodzącego na emeryturę p. L. Kwiatkowskiego (drugi z lewej, z żoną Ķariatkowską )

Pożegnanie odchodzącego na emeryturę p. L. Kwiatkowskiego (drugi
z lewej, z żoną Ķwiatkowską )

Wiele z nim rozmawiałem, bo przez 6 lat był bardzo miłym moim sąsiadem. Opowiadał mi m.in. jak bardzo dokuczliwe w obozie jenieckim były nie tylko niewolnicze warunki. Nostalgia za krajem i rodziną była równie dotkliwa i niektórych oficerów prowadziła do samobójstwa.

Leonard Kwiatkowski, podobnie jak Józef Wierzbicki, był człowiekiem bardzo kulturalnym. Jak przystało na ludzi kulturalnych i wykształconych, obaj odznaczali się też dużym poczuciem humoru, a z uprzejmości czynili cnotę wyróżniającą ich w tych trudnych powojennych czasach. Opowiadano jako anegdotę podobno prawdziwą, że kiedyś, przy wsiadaniu do pociągu w Czerwonce, tak długo wzajemnie ustępowali sobie pierwszeństwa, zapraszając do wejścia do wagonu jeden drugiego, że w końcu pociąg odjechał zostawiając ich na peronie.

R. SmolinskiRYSZARD SMOLIŃSKI (1926-2007) to jeden z pierwszych absolwentów naszej szkoły z rocznika 1950, a później jej nauczyciel i dyrektor. Od 1963 r. jako zastępca dyrektora Wydziału Rolnictwa Urzędu Wojewódzkiego w Olsztynie nadzorował przez kilka lat m.in. oświatę rolniczą w województwie.

W latach siedemdziesiątych XX wieku, współpracując z naukowcami Katedry Drobiarstwa Akademii Rolniczo-Technicznej w Olsztynie, zorganizował i wybudował Olsztyńskie Zakłady Drobiarskie – przez długie lata największe przedsiębiorstwo tej branży w kraju. Otrzymał za to między innymi Krzyż Komandorski Orderu Odradzenia Polski – najwyższe odznaczenie państwowe, jakim kiedykolwiek został uhonorowany absolwent naszej szkoły.

Przedsiębiorstwo, które założył i którym kierował przez wiele lat, miało tak silną pozycję na rynkach zagranicznych, że nawet w stanie wojennym nie do-świadczyło sankcji ekonomicznych, które Zachód nałożył na Polskę w odpowiedzi na wprowadzenie stanu wojennego. Na emeryturę przeszedł w 1990 r.

Czeslaw KiszkurnoCZESŁAW KISZKURNO (1928-2009). Był absolwentem z 1951 r. Urodził się w rodzinie inteligenckiej na Wileńszczyźnie. W 1941 r. gdy miał 13 lat, wraz z rodziną został wywieziony do Kraju Ałtajskiego w ZSRR. Na portalu lidzbarkrolnicza.pl opublikowana jest jego własna obszerna relacja z tej długiej, bo czteroletniej przymusowej „wycieczki”. Jego nieco starszy brat poległ we wrześniu 1944 r. w Dywizji im. T. Kościuszki przy próbie niesienia pomocy Powstaniu Warszawskiemu. Pozostała rodzina po wojnie wróciła do Polski, osiedliła się w Jezioranach.

Czesław po studiach w olsztyńskiej Wyższej Szkole Rolniczej w latach 1953-1958 podjął pracę w sektorze oświaty rolniczej. W naszej szkole był nauczycielem w latach 1959-1966. Potem do emerytury uczył w Łomży i Marianowie, był wizytatorem metodykiem na ówczesne województwa łomżyńskie i ostrołęckie. W roku 1975 obronił pracę doktorską na olszyńskiej ART. Ostatni raz odwiedził naszą szkołę w roku 2006 z okazji spotkania 2 klas kończących szkołę w 1966, w 40-lecie ich matury.

Eliasz Sosna

ELIASZ SOSNA (1922-1978). Silny psychicznie i wartościowy człowiek o nie-zwykle ciekawym życiorysie. W 1944 r. jako partyzant jednej z brygad AK brał udział w słynnej dziś operacji „Ostra Brama”. Po wkroczeniu Rosjan został wywieziony do Kaługi w ZSRR i przymusowo wcielony do batalionu roboczego Czerwonej Armii. Po powrocie po wojnie do Polski pracował w rolnictwie i oświacie rolniczej. W latach 1958 – 1963 był kierownikiem naszego gospodarstwa szkolnego. To właśnie w tym okresie nasze gospodarstwo osiągnęło zasłużone szczyty uznania: zajęło III miejsce w krajowej klasyfikacji ponad 200 gospodarstw szkolnych.

Szkołę średnią i studia wyższe ukończył w systemie zaocznym, cały czas pracując. Jego pracę na rzecz gospodarstwa szkolnego przerwało fałszywe oskarżenie, wskutek którego musiał odejść ze stanowiska. Jak zdarza się częściej niż można by przepuszczać, autorem tych oskarżeń był człowiek, którym Eliasz Sosna wcześniej zaopiekował się i wiele mu pomógł. To swoista forma ‚wdzięczności” z jaką również się spotkałem. Wiadomo, że u niektórych ludzi występuje deficyt uczucia wdzięczności, a to nadmiar tego Wańkowicz nazywa bezinteresowną zawiścią.

Od 1965 do przedwczesnej śmierci w 1978 r. uczył w naszej szkole mechanizacji w pracowni, którą sam zorganizował. W gospodarstwie szkolnym wybudował i wyposażył warsztat mechanizacji do zajęć praktycznych i kompleks garaży. Oba obiekty powstały dzięki jego entuzjazmowi i zdolnościom organizacyjnym – systemem gospodarczym przy minimalnych nakładach finansowych. Po roku 2000 uległy zrujnowaniu wraz z całym gospodarstwem.

W każdej szkole oprócz uczniów i nauczycieli ważną rolę spełniają również pracownicy administracji i obsługi. Dotychczas najdłużej od 1950 do 1996, z kilkuletnią przerwą na odchowanie dzieci, przepracowała kucharka pani STANISŁAWA SMOK (1924-2015). Opracowując po raz pierwszy w 1996 roku dzieje szkoły, gdy chciałem się czegoś dowiedzieć o latach, gdy tu jeszcze nie pracowałem, zwracałem się najczęściej do pani Stasi. O jej pracy i staraniach o to, żeby uczniowie nie byli głodni, wiele osób spośród absolwentów na pewno mogłoby powiedzieć więcej niż ja.

ANTONI JAZOWIT był nieformalnym, ale ważnym dla życia szkoły „zastępcą” aż czterech dyrektorów. Pracował w szkole na stanowisku woźnego od 1952 r. do 1969 r. Był to człowiek nadzwyczaj uczciwy i spostrzegawczy. Gdy był zdenerwowany, mówił piękną wileńską gwarą. Pamiętam sytuację, gdy czymś zezłościły go panie pracujące w kuchni. Mówi do mnie: „Panie dyrektorze, tym babom to musi mózgi wysechłszy„. Do mnie – zawodowego łąkarza – dociera termin „mozga trzcinowata” – nazwa trawy. Spontanicznie zacząłem się zastanawiać, po co kobiety miały suszyć akurat tę trawę? Trzeba było czasu, aby wyjaśnić, że pan Antoni miał na myśli mózgi. Zmarł nagle w lipcu 1969 r.

ADAM JARZYŃSKI (1937-1991) – również odszedł nagle – nieco później, bo 1991 r. Najpierw pracował w gospodarstwie szkolnym jako traktorzysta. Był urodzonym mechanikiem-kierowcą. Naturalny, chciałoby się powiedzieć – talent do pojazdów mechanicznych. Warto przypomnieć, że podczas pracy w gospodarstwie zdobył tytuł krajowego mistrza orki.

Pierwsze samochody, którymi posługiwała się szkoła i gospodarstwo, były właściwie zmontowane przez pana Adama niemal ze złomu. Najpierw ciężarowy Lublin, później Warszawa M-20. Był naszym najlepszym i najbardziej zaangażowanym w życie szkoły kierowcą, towarzyszył nauczycielom we wszystkich ważnych wydarzeniach i bieżącej pracy. Był też znakomitym instruktorem nauki jazdy. Z tego okresu zapewne najbardziej pamiętają go niektórzy absolwenci w naszej szkole i w jej filii Wieczorowym Technikum Rolni-czym w Bartoszycach. Pracował w latach 1958-1963 w gospodarstwie szkolnym i 1969-1991 w szkole.

Więcej o ludziach, których życie na dłużej lub krócej związane było z naszą szkołą, można dowiedzieć się na portalu http://www.lidzbarkrolnicza.pl, a także z internetowej Encyklopedii Warmii i Mazur. Zawiera ona m.in biogramy już ponad 30 naszych absolwentów i nauczycieli w kategoriach tematycznych „oświata”, „nauka i szkolnictwo wyższe”, samorząd” i „kościoły i religie”. Spośród wszystkich szkół średnich funkcjonujących w tym regionie w okresie po-wojennym jesteśmy najlepiej reprezentowani i najpełniej przedstawiani.

Zachęcam wszystkich, których los zetknął z naszą szkołą do współpracy z tymi portalami i dziękuję wszystkim, którzy dotychczas nadesłali wspomnienia lub inne materiały. Przypominam, że mottem naszego portalu, poświęconego historii lidzbarskiej szkoły rolniczej, jest myśl profesora Tadeusza Kotarbińskiego „Przeszłość zachowana w pamięci jest częścią teraźniejszości„.

W czerwcu 2016r.
Apolinary Zapisek

Reklama