Trudna i kochana – artykuł z czasopisma Nasza Wieś, 1986 r

Nasza Wieś

Jerzy Cwinarowicz, Trudna i kochana, „Nasza Wieś”, nr 40 (1367), 1986 r.

Album Polski

TRUDNA I KOCHANA

Nasza WieśTradycja, legenda szkoły jest ogromnie pomocna w wychowaniu młodzieży. Jest potrzebna tak bardzo, że jeżeli szkoła jej nie ma, bo np. istnieje zbyt krótko, należy ją stworzyć, nawet – wymyślić. Zapamiętałem dobrze to stwierdzenie doświadczonego pedagoga, dyrektora liceum im. Rejtana w Warszawie. Od tego czasu minęły lata, w ciągu których miałem okazję wielokrotnie przekonać się o słuszności tej opinii, zresztą nie tylko do młodzieży, do dorosłych także.

W odniesieniu do obecnego Zespołu Szkół Rolniczych, od początku września br. im. Mariana Gotowca, w Lidzbarku Warmińskim, wcześniej Technikum Rolniczo-Łąkarskiego, a jeszcze dawniej Liceum i Gimnazjum Gospodarstwa Wiejskiego, nic wymyślać nie trzeba. Wystarczy pamiętać ludzi i fakty, jakie złożyły się na czterdziestoletnią historię tej jednej ze świetniejszych placówek oświaty rolniczej na Warmii i Mazurach. Pamiętać jest komu, bowiem do końca czerwca roku 1986 opuściło lidzbarską szkołę 2429 absolwentów, w tym 2127 z tytułami techników. Od jesieni roku 1948 minął szmat czasu, rzesza wychowanków jest też niemała, a to wszakże nie zawsze wystarcza, żeby wytworzyć serdeczną więź wzajemnej sympatii, szacunku i przywiązania, jakie łączą tamtejszych pedagogów z wychowankami. A że tak jest istotnie, oprócz 101 innych dowodów, świadczy odbywający się właśnie w tych dniach VI Zjazd Absolwentów Technikum Rolniczo-Łąkarskiego w Lidzbarku Warmińskim.

KTO DOBRZE ZACZĄŁ…

Owej jesieni roku 1946 powstająca szkoła zgromadziła 71 młodych ludzi w wieku od 15 do 26 lat. Ich przygotowanie do nauki w gimnazjum było takie, jakie mogło być tuż po wojnie. Byli wśród nich uczniowie legitymujący się dwiema klasami szkoły podstawowej. Najwyższe wykształcenie miała obecna nauczycielka w swojej szkole mgr Nadzieja Wasilonok. Swoistym fenomenem było to, że do następnej klasy nie przeszła tylko jedna osoba, a pierwszą maturę w roku 1950 zdali wszyscy, którzy do niej przystąpili. We wspomnieniach nauczycieli świadczy to wyłącznie o dzielności młodzieży. A tych, którzy ją uczyli, wcale? Tylko, że przejawów samouwielbienia daremnie szukać w archiwach tej szkoły. Nader zwięzłe, wręcz lakoniczne są też protokoły z pierwszych posiedzeń rad pedagogicznym w roku 1946. Oto zapis informujący, że zorganizowanie szkoły „było trudne ponieważ trwało 3 tygodnie”. I obok informacja, iż postanowiono zgodzić się na zamieszkanie w budynku gimnazjum uczniowi Rusieckiemu i dwom jego kolego z równoczesnym obowiązkiem palenia w piecach „co dotychczas robił dyrektor”. Tak, proszę państwa. Uczeń Rusiecki dochodził do szkoły 18 (osiemnaście!) km, zaś pierwszym dyrektorem w Lidzbarku był mgr Józef Wierzbicki, mężczyzna niezbyt okazałej postury, niesłychanej energii, humoru i wyjątkowej wręcz rzetelności we wszystkim, co dotyczyło nauczania i wychowania. Wiem, co piszę, bo miałem zaszczyt i przyjemność obserwować profesora Wierzbickiego podczas lekcji, wizytacji i konferencji. Wiem też, jakim cieszył się poważaniem za życia i jak trwała jest pamięć o nim teraz, kiedy go już nie ma. Wiedzieliśmy o nim dużo, ale dopiero po śmierci wydało się, że w stopniu sierżanta w roku 1939 trafił na Węgry, gdzie pracował w siatce organizującej przerzuty żołnierzy na Zachód. Sobie tego nie załatwił. Przesiedział okupację w Niemczech, w obozie jenieckim. Szczęśliwy przypadek zdarzył, że powstanie i styl pedagogicznej pracy lidzbarskiej szkoły zainicjował pedagog, patriota, i po prostu obywatel wielkiej klasy. Jednak nie mniej szczęśliwym zbiegiem okoliczności jego współtowarzysze pracy następcy jak: Jadwiga Wierzbicka, Leonard Kwiatkowski, Bartłomiej Rusin, Ryszard Smoliński, Apolinary Zapisek i Wojciech Kowalski oraz większość grona pedagogicznego kontynuują, utrwalają i rozwijają praktycznie koncepcję szkoły, której centralną postacią jest uczeń, a nadrzędnym celem dobrze nauczyć i wychować. Krok po kroczku, dzień po dniu, w codzienności złożonej z irytacji i radości, z porażek i sukcesów.

Istnieje powiedzenie: połowy dzieła dokonał, kto dobrze zaczął… W tym wypadku tak było. Ale pozostała druga połowa: utrzymywanie tego kursu przez dziesiątki lat. Czy w ZSR w Lidzbarku to potrafią? Ponad 80 procent absolwentów związało się na trwałe z rolnictwem. Prawie 30 procent – kończy wyższe studia, około 2 procent inne niż rolnicze kierunki, przy czym niektórzy robią to, pracując właśnie w rolnictwie. Długa byłaby lista wychowanków, którzy wyróżnili się w pracy zawodowej, społecznej, naukowej i politycznej. Nie wiem, czy którakolwiek z olsztyńskich szkół rolniczych dała innym szkołom tak wielu nauczycieli, wychowawców, dyrektorów, jak właśnie lidzbarska. I o ile wiem, wychodziło to tym szkołom zazwyczaj na zdrowie.

CON AMORE*

Przed zjazdem i 40-leciem rozesłano do absolwentów ankietę m.in. z prośbą o opinię o szkole. Z 300 nadesłanych odpowiedzi, a więc próby reprezentatywnej dla ogółu absolwentów PTRŁ wynika, że w roku 1986 w rolnictwie i jego obsłudze pracuje około 86 procent. Dziesięć lat temu podobny sondaż przyniósł wynik 95 proc. W ostatnich latach część odeszła od pracy w instytucjach rolniczych, z czego od kilku do kilkunastu procent na własne gospodarstwa. I oni właśnie zgłaszają uwagi, postulując lepsze, bardziej nowoczesne przygotowanie praktyczne do zawodu. Przejrzałem wybór wspomnień. Rad bym je przepisać tutaj żywcem wszystkie, czego zrobić nie mogę. Kilka jednak – muszę.

Piszą oto byli współpracownicy zmarłego naczelnika gminy Krzynowłoga Mała w woj. Ostrołęckim – Alfreda Klimkowskiego „…Pragniemy wyrazić swój wielki szacunek Kierownictwu Szkoły i Gronu Pedagogicznemu za wpojenie wychowankom tak wielkiego zasobu wiedzy i umiłowanie pracy oraz ludzi, jakim wykazywał się Wasz i nasz zmarły Alfred Klimkowski. Prosimy Państwa o dobre wspomnienie o nim…”.

„ Szkoła w swoim systemie regulaminowych praktyk, jak również pracy fizycznej potrafiła wyrobić w uczniach odrobinę odpowiedzialności i nawyku rzetelnej pracy. Gospodarstwo szkolne było tzw. szkołą życia. Żeby przy okazji tej szkoły życia można było skorzystać z trochę większej nowoczesności, głównie technicznej zachwyt byłby całkowity.”
Edward Czerkas, absolwent z roku 1954

– Zygmunt Kania, absolwent z roku 1966, radny GRN, sołtys i sekretarz POP, który niedawno „z konieczności, choć również z zamiłowania” objął gospodarstwo rodziców:
„ Dzięki naszej szkole nauczyłem się przede wszystkim sumienności…”.

„ …Jako już dorosły człowiek oceniam, że nasza szkoła była dość trudna i ciężka dla młodych ludzi w porównaniu z innymi szkołami średnimi. Jednak trudna szkoła pomogła nam przejść przez jeszcze trudniejszą szkołę życia.

…Myślę i czuję, że po przestąpieniu progu szkoły i spotkaniu się z kolegami z klasy, doznam wzruszenia nie mniejszego niż kiedy stawałem na ślubnym kobiercu”. Zbigniew Kantarski z 1960 r.

„…Chciałabym przede wszystkim skłonić nisko głowę przed całym gronem pedagogicznym – napisała w swej obszernej wypowiedzi ubiegłoroczna absolwentka Krystyna Lewalska. – „Chciałabym tą drogą złożyć Im serdeczne podziękowanie za wszystko i za nic. Po prostu za to, że byli i są…Dziękuję Wam”.

Ja również.

JERZY CWINAROWICZ

* Con amore  – znaczy: z upodobania          

Reklama