Świat rzucił nas na dalekie rozstaje swoich dróg, lecz zawsze wiem, że chwile przeżyte w Technikum należą do najpiękniejszych. Była to młodość, rodzące się uczucie, wrażliwość na wszystkie zjawiska zachodzące ówcześnie. Dziś wiem, że było to szczęście, które spokojnie przychodziło i zostało trwale i towarzyszy mi do dzisiaj. Oczywiście z upływem lat świat młodości idealizujemy, ale zapachy ich czujemy do dzisiaj, a były to wycieczki z profesorem Zapiskiem na lekcji łąkarstwa.Praktyki, trzeba przyznać, były wyczerpujące fizycznie, ale w tym była pewnie metoda: „Nic dobrego, szlachetnego na świecie bez trudów i nawet boleści nie rodzi się”. Myślę, że ta metoda w życiu wielu z nas zaowocowała – człowiek młody jest szczęśliwy, kiedy ma czas zorganizowany nie tylko na złudnych rozrywkach, o tym wiedzieli i wprowadzili w życie nasi szanowni profesorowie i wychowawcy. Wspomnę takie zdarzenie – Wybrałam się do kina „Capitol” na film z Mosiną „Noce Cabirii” dozwolony od 16 lat. Pech dla mnie chciał, że siedziałam na widowni obok wychowawcy profesora Wójcika. Obejrzałam film w ogromnej męce, a nie miałam 16 lat. Rezultat, na półrocze ocena 4 z zachowania. O dziwo! Zaakceptowałam to jako słuszną decyzję: nie przesładzam tego wydarzenia. Być może nie byłam zbyt zbuntowaną dziewczyną. W domu nie było dyskusji, że wychowawca przesadził z tą czwórką. Rodzicom nie przychodziło do głowy, żeby przynajmniej w obecności dzieci krytykować wychowawców, co czyniłam też w wychowaniu swojej córki.
Do dzisiaj nie wiem jak to się działo, że miałam tyle odwagi, żeby prowadzać po dziedzińcu gospodarstwa ogromnego buhaja w ramach spaceru. Dzisiaj było by to dla mnie odwagą.